Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
PRZECZYTAJ
Reklama BRICOMARCHE- JUŻ OTWARTE! - Gorlice, ul. Chopina 20
Reklama Zapraszamy na zakupy do Delikatesów Szubryt w Gorlicach przy ul. Kościuszki
Reklama MRÓWKA WIELKIE OTWARCIE, 20.04.2024, sobota - Ropa 1275
ReklamaSkorzystaj z oferty Iwo Computers wejdź na stronę internetową lub odwiedź sklep stacjonarny
Reklama Zespół Szkół Technicznych im. Wincentego Pola – DOŁĄCZ DO NAS

Ich książka to zapis niezwykłej podróży poślubnej przez Czarny Ląd

Podziel się
Oceń

Dzisiaj (24 maja) o godz. 18 w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gorlicach odbędzie się spotkanie autorskie z Elżbietą Wiejaczką i Tomaszem Budziochem, autorami książki „Pięć kilometrów do bomby. Rowerem przez Afrykę”. Nam już teraz opowiedzieli o swojej niezwykłej podróży, o spotkanych ludziach i odwiedzonych miejscach.
Ich książka to zapis niezwykłej podróży poślubnej przez Czarny Ląd

Wasza książka to niejako zapis podróży poślubnej. Kiedy ta wyprawa przez „czarny ląd” się odbyła i dlaczego wybraliście właśnie Afrykę?

Elżbieta Wiejaczka: Tak, to była podróż poślubna. Rozpoczęliśmy ją pół roku po ślubie, na początku grudnia 2014 roku, do domu wróciliśmy końcem kwietnia 2015 roku. Było to zatem niemal pięć miesięcy pedałowania. Afryka jest od zawsze w moim sercu i odkąd po raz pierwszy tam pojechałam − a było to pod koniec 2006 roku − wracam niemal regularnie. W Afryce pracuję i tam wypoczywam, obecnie robię też badania do pracy magisterskiej. Nie pamiętam momentu podejmowania decyzji co do wyboru miejsca podróży poślubnej, ale z pewnością to ja ciągnęłam do Afryki.

Ile w sumie kilometrów przemierzyliście na rowerach? I dlaczego na rowerach?

E.W.: Przejechaliśmy 7560 km. Rowery były pomysłem Tomka: bo pedałowanie jest jednym z jego ulubionych zajęć, a także dlatego, że wiedział, jakie daje ono możliwości. Tomek w 2010 roku przejechał na rowerze Himalaje indyjskie (ponad 3 tysiące km) i przekonywał mnie, że dzięki rowerowi jest się znacznie bliżej lokalnej ludności, łatwiej można z nią nawiązać kontakt, a sama podróż staje się niejako „przypadkowa”: trzeba zanocować tam, gdzie uda nam się dojechać, a nie zawsze tam, gdzie sobie zamierzyliśmy.

Czy pomysł na książkę zrodził się w trakcie podróży, czy wyjeżdżaliście z założeniem, że swoje wspomnienia zbierzecie właśnie w ten sposób?

E.W.: Nie, o książce myśleliśmy znacznie wcześniej, ja byłam nastawiona na zbieranie historii − dlatego też te wątki w książce „należą” do mnie. To, co dla mnie bardzo ważne, to właśnie „przypadkowość” rozmówców: mieliśmy okazję wysłuchać ludzi z maleńkich wiosek, do których pewnie nigdy nie zaglądnęlibyśmy, gdybyśmy podróżowali w samochodach. A już na pewno nie zatrzymalibyśmy się w obozie Marongora, tam, gdzie usłyszeliśmy historię Didymusa, który poluje na kłusowników.

Co znajdzie Czytelnik w Waszej książce?

E.W.: Sporo historii opowiedzianych nam przez Afrykańczyków − o ich codziennym życiu, ale też o dramatach. Przybliżyliśmy nieco historię odwiedzonych przez nas krajów i napisaliśmy o samej podróży: jak nam się jechało i dlaczego, z czym mieliśmy kłopoty, jak rozwiązywaliśmy problemy, gdzie nocowaliśmy i co zabraliśmy na tę wyprawę. Dołączyliśmy do publikacji spis zabranych rzeczy z adnotacją, które z nich były bardzo przydatne, a które można było zostawić w domu. Napisaliśmy również trochę o naszych małżeńskich potyczkach.

Najwyraźniejsze wspomnienie z podróży po Afryce? 

E.W.: Tomek najmocniej − i chyba najlepiej − wspomina przejazd do i wzdłuż jeziora Tanganika. Do jeziora jechaliśmy przepiękną trasą: czerwona ziemia pod kołami, otaczająca nas intensywna zieleń lasu, a nad głowami ciemna, burzowa chmura. Niestety podczas tego przejazdu przez rajskie okolice zaatakowały nas muchy tse-tse: ich ukąszenia są niezwykle bolesne, a poza tym owady te mogą przenosić świdrowce odpowiedzialne za śpiączkę afrykańską. Dla mnie to był chyba najgorszy moment: jedyny dzień podczas całej wyprawy, kiedy chciałam być w domu. W Kabwe musieliśmy wsiąść na statek, ponieważ przez ponad 100 km nie było drogi wzdłuż jeziora Tanganika. Udało nam się dogadać z kapitanem łodzi wiozącej na sprzedaż do Konga kukurydzę. To była niesamowita przygoda! W środku nocy na łajbie, która nie ma żadnych przyrządów nawigacyjnych ani nawet świateł, na najgłębszym jeziorze Afryki (maksymalna głębokość to 1470 m!). W kolejnej maleńkiej wiosce przesiedliśmy się na statek „Mary”, który dowiózł nas do wioski Lagosa. Stamtąd ruszyliśmy wąską ścieżką w stronę Kigomy. Na początku musieliśmy pokonywać tereny podmokłe (a więc odpinać sakwy, przenosić je przez wodę, a później przenosić rowery), potem z kolei jechaliśmy przepiękną, ale bardzo stromą ścieżką, na której niejednokrotnie nawet w dół sprowadzałam rower. Przejazd do Kigomy zajął nam znacznie więcej czasu, niż zakładaliśmy, ale trzeba przyznać, że widoki były bajeczne.

Skąd taki tytuł?

E.W.: Tego już trzeba dowiedzieć się z książki. Zdradzę tylko, że taki sam tytuł nosi rozdział dotyczący Mozambiku.

Jak się pisze książkę we dwoje?

E.W.: Różnie. To ja byłam zmotywowana do pisania, Tomka musiałam mocno zachęcać (żeby nie powiedzieć „przymuszać”). Pisałam swoją część, ale byłam też skrybą Tomka (on siedział z zamkniętymi oczami i dyktował). Zajęło nam to sporo czasu, bo w międzyczasie wyjeżdżaliśmy do pracy. Potem zaczęło się redagowanie tego, co już napisaliśmy − a przy tym sprzeczki o prawomocność użytych słów (np. „To nie była studnia, to była pompa!”). Tomek powiedział wtedy: „Przez najbliższe pięć lat nie piszę żadnej książki!”. Dzisiaj się z tego śmiejemy. W dzień, kiedy książka poszła do druku, odetchnęliśmy z ulgą: ostatnie dni redagowania były naprawdę męczące, zwłaszcza że ja byłam w Tanzanii, Tomek w Gorlicach, a pani redaktor w Warszawie. Ponieważ ja siedziałam w buszu (dosłownie), czasami miałam kłopot z odebraniem maili (czasem działał tylko Messenger). Tomek wysyłał mi informację przez FB, że jest pilny mail, na który trzeba odpowiedzieć, a ja szłam z telefonem i komputerem dwa kilometry w stronę wieży przekaźnikowej, żeby coś przeczytać albo wysłać. Żeby nie było tak łatwo, wszystko to działo się w porze deszczowej.

Czy wybieracie się w kolejną taką podróż?

E.W.: Nie mamy w tej chwili planów rowerowych, ale chcielibyśmy pojechać do Indii. Tomek pojechał ze mną do Afryki, w tym do „mojej” ukochanej Tanzanii. Ja chciałabym teraz zobaczyć jego ulubiony kraj, w którym był już kilkanaście razy. Może uda się tej zimy.





Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaFamilia BM - kostki i płyty brukowe, płyty tarasowe, murki i ogrodzenia - Biecz, ul. Przedmieście Dolne 174, Strzeszyn 486
ReklamaTekStylowo - WIELKIE OTWARCIE JUŻ 17-go kwietnia - ul. Chopina 20, Gorlice
ReklamaNowe mieszkania na sprzedaż, Osiedle "Szklane Tarasy" - Gorlice, ul. Kapuścińskiego
AKTUALNOŚCI
ReklamaAgencja Detektywistyczna „Biuro Bezpieczeństwa SPECTRUM – detektyw NOWICKI” zaprasza! GORLICE, ul. Michalusa 22
ReklamaNekrologi Gorlice 2022
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama Agencja Detektywistyczna „Biuro Bezpieczeństwa SPECTRUM – detektyw NOWICKI”