Pandemia spowodowała, że wszystkie miejsca, w których do tej pory dość swobodnie się tłoczyliśmy, teraz wprowadzono istotne ograniczenia w przemieszczaniu się. Piekarnia, w której ludzie chętnie kryli się przed deszczem, śnieżycą i w radosnym tłoku oczekiwali na bycie obsłużonym teraz się wyludniły. Kolejka czeka posłusznie wzdłuż budynku. Na szczęście uliczka jest mało uczęszczana przez pojazdy mechaniczne, dlatego zajęcie całego chodnika przez kolejkę do jednego sklepu nie jest bardzo problematyczne. Takie same scenki rozgrywają się jednak w wielu miejscach: pod sklepami spożywczymi, cukierniami, a także innymi punktami usługowymi, w których sprzedawcy i obsługa zwraca uwagę na zachowanie społecznego dystansu. Dopóki pogoda sprzyjała nie zwracaliśmy na to większej uwagi, ale teraz to może zacząć się zmieniać...
Jak jednak będziemy znosić angielskie warunki oczekiwania, kiedy angielska pogoda zawita do nas na stałe?
Przy niektórych przedszkolach rodzice oddają dzieci wprost do drzwi – kolejka ustawia się przed bramą i tuż przed godziną 8 pod niektórymi placówkami robi się tłoczno. Rodzice oczekują na oddanie dzieci opiekunkom, które już same pomagają im się przebrać w budynku. Nie wszędzie taka metoda się sprawdziła: życie szybko zweryfikowało pomysły. Kolejka rodziców była coraz dłuższa, a przedszkolanki – mimo szczerych chęci – nie były w stanie dostatecznie szybko przyjmować, a potem wydawać ubranych dzieci rodzicom. Tam, gdzie dzieci jest bardzo wiele, życie wymusiło zwiększenie swobody przemieszczania się rodziców po korytarzach przedszkolnych czy w obrębie szatni.
Problem w pełnej skali oglądaliśmy także wtedy, gdy na terenie wielkopowierzchniowych sklepów w okresie tuż przed Wielkanocą obowiązywały limity osób. Kolejki ciągnęły się na parkingach w nieskończoność, a oczekiwanie na wejście do sklepu trwało nawet godzinę.
Okres jesienno-zimowy to także czas zwiększonej zachorowalności na infekcje górnych dróg oddechowych.
Umawianie wizyt u lekarza na godzinę może ułatwić organizację pracy przychodni POZ. Tu jednak też będziemy spodziewać się problemów, których nie rozwiązują nowe wytyczne związane z profilaktyką zakażeń. Nie wszystkie przychodnie dysponują odpowiednio dużą przestrzenią, by pozwolić na zachowanie wymaganego dystansu społecznego. Nie wszystko uda się zaś załatwić na drodze teleporady. Czy gorączkujące dzieci z objawami infekcji będą więc zmuszone do oczekiwania przed budynkiem? Takiego scenariusza nikt raczej nie będzie brał pod uwagę, ale...?
Czy nauczymy się na nowo „życia w kolejce” czy też najchętniej wrócimy do spokojnego tłoku, który będzie kojarzył nam się z normalnością? I czy tego typu niedogodności jesteśmy w ogóle jeszcze w stanie akceptować?
Napisz komentarz
Komentarze