Jest tak źle czy tak dobrze?
Niedawno dostaliśmy na maila informację o wystawieniu na sprzedaż jednego z małych sklepików w regionie. Pytanie było proste: co się dzieje? Coraz więcej małych, prywatnych biznesów pada, a jednocześnie na każdym kroku wyrastają nowe, okazałe sieciówki.
Spacerując po mieście, rzeczywiście zauważyliśmy, że w minionych miesiącach pojawiło się wiele kartek informujących, że sklep zamknięto, a pomieszczenie czeka na nowych najemców. Znikają biznesy, które przez lata cieszyły się popularnością. Nie ma już sklepu z tanimi przedmiotami, gdzie chętnie szukaliśmy bibelotów, zakończył działalność sklep z bielizną i tanią, nową odzieżą. Niebawem zniknie z mapy sklep z odzieżą dla dzieci. W miejscu starych nie pojawiają się nowe. Kartki, które pojawiają się z pustych witrynach, zachęcają do wynajmu. Po kilku tygodniach litery jaśnieją, a karteczka żółknie. Nowych wynajmujących brak.
Czy to wina szczególnych warunków najmu? A może przyczyna jest inna?
Nie mam pieniędzy, ale na zakupy iść muszę
Chociaż narzekanie na niski poziom wynagrodzeń jest jednym ze stałych tematów rozmów w naszym regionie, nie przeszkadza nam to regularnie obserwować tłumów szturmujących sklepy wielkopowierzchniowe. Swoich stałych klientów zyskują także nowe filie popularnych sieci delikatesowych. Te, wyrastają jak grzyby po deszczu.
Czy to zasługa znakomitej obsługi i świetnej jakości towarów? Może cen?
A może...?
No właśnie, jak wytłumaczyć to, że w mieście, w którym małe biznesy powoli topnieją, rynek nadal wydaje się nienasycony i pozwala kolejnym franczyzobiorcom działać i odnosić pewne sukcesy? Czy będą się zamykać równie szybko jak się otwierają? A może po prostu gorlicki klient zmienił się i świadomie wybiera właśnie taką ofertę?
Czy zawsze kierujemy się przy tym ceną? Jak to wygląda u Was?
Napisz komentarz
Komentarze