Randka z żoną musi poczekać
To nie jest etat, ale większość druhów właśnie remizę traktuje jak swoje najważniejsze miejsce pracy i drugi dom, a pomoc ludziom w niebezpieczeństwie, jak powołanie i misję, od której są... uzależnieni.
Kiedy dzwoni telefon – rzucają wszystko w pół kroku i bez zastanowienia, jak na automatycznym sterowaniu, jadą w stronę strażnicy, a potem na miejsce zdarzenia. Nie jest ważne umówione spotkanie, od dawna wyczekiwany wyjazd, goście czy randka z żoną – druhowie nie pytają nikogo o zdanie – wychodzą, a raczej wybiegają, by jak najszybciej znaleźć się tam, gdzie ktoś akurat potrzebuje ich pomocy.
Doskonale wiedzą, że czasami jedna minuta może komuś uratować życie i że to nie jest jedynie powtarzany w kółko frazes, a brutalna rzeczywistość, zwłaszcza wtedy, gdy pożar przybiera na sile.
Często są to zupełnie anonimowi ludzie, którzy rezygnują z wolnego czasu, by pomagać obcym ludziom. Kiedy dzwoni telefon z alarmem bez znaczenia jest to, jak się sami czują i czy ktoś czeka na nich w domu – biegną na pomoc.
Takie sytuacje zdarzają się czasami raz na tydzień, a czasami raz dziennie. Choć dzień jest raczej słabym wyznacznikiem, bo równie często telefon z alarmem dzwoni w nocy.
Okna powinny otwierać się na zewnątrz!
Żony druhów śmieją się, że właśnie dlatego na parapetach w ich domach nie ma kwiatków, bo nie znają dnia ani godziny, kiedy mąż otworzy z rozmachem okno nasłuchując, z której strony słychać alarm.
Uwielbiam storczyki! Ale o parapecie zastawionym kwitnącymi kwiatami mogę jedynie pomarzyć, bo na tych naszych musi być... pusto. Za każdym razem, gdy zawyje strażacka syrena – okno, jak magiczne wrota, otwiera się na oścież! – opowiada nam Agnieszka, żona prezesa jednego z OSP.
Na co komu drzwi?!
A jak może zakończyć się nocne wezwanie na akcję?
Pewnej nocy bardzo szybko się obudziłam. Zaraz po tym, jak mój mąż na akcję wyszedł razem z futryną drzwi od naszej sypialni – dopowiada z uśmiechem kobieta, a w jej głosie nie ma grama pretensji.
Żona strażaka – kobieta do zadań specjalnych
Są też takie żony, które równo z druhami podrywają się na dźwięk strażackiej syreny i kiedy mąż zbiera się na akcję – otwierają garażową bramę i wkładają kluczyki do stacyjki.
Jest taka opcja, że kiedyś wyjedzie razem z drzwiami garażowymi! Jeśli ten jeden jedyny raz nie zdążę na czas wszystkiego pootwierać – mówi z uśmiechem Sylwia, również żona strażaka ochotnika.
Ta praca wymaga pełnego poświęcenia, dlatego pomagam mojemu strażakowi właśnie w takich prostych czynnościach. Na akcję z nim nie pojadę, ale jak mogę to ułatwiam mu życie – dodaje.
Warunek jest jeden – masz się zameldować!
Kobiety, które mają przy boku druhowie z Gorlickiego, są wyjątkowo wyrozumiałe. Wiedzą, że z pół godziny w remizie najpewniej zrobią się – dwie, a akcja może potrwać godzinę, ale równie dobrze zobaczą męża za... dziesięć godzin. Ci z kolei wiedzą, że gdy tylko pożar zostanie opanowany, muszą się zameldować – choćby krótkim telefonem, że wszystko jest u nich dobrze.
Strażacką syrenę rozpozna nawet na drugim końcu świata
Kiedy już uda się im pojechać na wakacje – bo akurat nie zawyje żadna syrena w okolicy – zdarza się, że... jadą za pędzącą strażą sprawdzić, czy może kolegom po fachu nie trzeba pomóc.
„Na jedną, małą chwilę” zostawił mnie w sklepie, bo akurat w pobliżu przejeżdżał wóz bojowy na sygnale. Wrócił za godzinę, ale jestem do tego już tak bardzo przyzwyczajona, że ani mnie to nie dziwi, ani nie złości – mówi kolejna żona druha.
Zrozumienie to filar małżeństwa
No właśnie, ciekawe jest to, że żony ochotników, z którymi rozmawialiśmy, zupełnie nie wkurzają się o to, że w każdej chwili dnia i nocy ich mężowie są gotowi rzucić wszystko i lecieć pomagać obcym ludziom. Wręcz przeciwnie, każda z nich jest zwyczajnie dumna, bo wiedzą, że ich mężowie pomagają ratować ludzkie życie, zdrowie, dobytek. Dosłownie, nie w przenośni.
Sądzimy jednak, że ktoś z boku może tego nie zrozumieć, że trzeba pożyć trochę z druhem u boku, żeby widzieć, jak to powołanie i misja, o których wspominaliśmy na początku tego artykułu, jest dla nich ważne.
I na koniec
Kobiety strażaków pół żartem, pół serio mówią, że przysięga małżeńska powinna kończyć się słowami: i że cię nie opuszczę, aż... zawyje syrena!
Napisz komentarz
Komentarze