Pierwsze sygnały, które dotarły do gorlickich strażaków z JRG, mówiły o tym, że pali się las. I dla osoby, która z oddali widziała ogień, faktycznie mogło to tak wyglądać, bo budynki, które objęte były pożarem znajdowały się na zupełnym odludziu.
W zgłoszeniu była mowa o dymie i unoszącej się nad lasem łunie – wyjaśnia młodszy brygadier Dariusz Surmacz, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Gorlicach.
Rzecznik przyznaje, że na miejsce zdarzenia strażacy musieli dojść pieszo, około 1,5 kilometra, bo droga dojazdowa była bardzo wąska i kręta, więc nie dało się jej pokonać ciężkim wozem bojowym.
Wodę do gaszenia ognia trzeba było wozić ciągnikiem rolniczym w beczce.
Pożar zagrażał oddalonemu od nich o około 20 metrów budynkowi mieszkalnemu, który co prawda był niezamieszkały, ale świeżo po remoncie.
Straty oszacowano na 150 tys. złotych a uratowane mienie na blisko 100 tys. złotych. Zniszczeniu uległa drewniana altana i budynek gospodarczy z wyposażeniem, który stanowiły maszyny stolarskie i sprzęt pszczelarski oraz drewno opałowe i motocykl.
Akcja trwała ponad pięć godzin, a pożar gasiło 27 strażaków i druhów z OSP Szalowa, Szymbark i Bieśnik – wylicza rzecznik Surmacz.
Wczoraj (20 listopada) pogorzelisko obejrzał biegły sądowy z zakresu pożarnictwa, który został powołany, bo policjanci i strażacy nie mogli jednoznacznie określić przyczyny pożaru, chociaż wszystko wskazuje na to, że było to podpalenie.
Napisz komentarz
Komentarze