Od piątkowego wieczoru w Gorlicach było widać więcej policyjnych radiowozów, a jednocześnie grupek kibiców, którzy nie kryli swoich drużynowych sympatii.
Przed, po i w czasie trwania sobotniego meczu kibice faktycznie próbowali wszczynać bójki, ale wszystkie udało się stłumić w zarodku – mówi starszy aspirant Grzegorz Szczepanek, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Gorlicach.
Fani antagonistycznej drużyny nie zostali wpuszczeni na gorlicki stadion, a przez cały czas trwania meczu byli pilnowani przez mundurowych.
Takie spotkanie wymagało szczególnego przygotowania, bo nie jest tajemnicą, że kibice obu drużyn nie darzą się sympatią. Wspomogli nas funkcjonariusze z Brzeska, Limanowej, Bochni, a także policjanci z Tarnowa, którzy przyjechali razem z kibicami przeciwnej drużyny – wyjaśnia Grzegorz Szczepanek. I dodaje: Do tego psy patrolowo-tropiące z Nowego Sącza, które są szkolone między innymi do odpierania ataku, ale przede wszystkim wpływają na psychikę, bo wielki owczarek niemiecki budzi postrach nawet wśród „najwierniejszych” kibiców.
Najbardziej newralgiczny był moment, w którym do miasta przyjechali kibice z ościennych powiatów, a szczególnie fani Tarnovii, bo praktycznie wszystkie główne drogi były „opanowane” przez przyjezdnych.
Do tego sympatycy lokalnej drużyny zgromadzili się na gorlickim Rynku i przeszli na stadion. Oni również wymagali ochrony – dodaje Szczepanek.
Natomiast nieumundurowani policjanci czuwali nad bezpieczeństwem wszystkich mieszkańców, nie tylko w obrębie stadionu, ale patrolowali całe miasto. Akcję nadzorowała nadkomisarz Dorota Tokarz, zastępca komendanta gorlickiej policji.
W świetle prawa nie była to impreza masowa podwyższonego ryzyka, bo nasz stadion nie spełnia wymogów formalnych, aby takowa mogła się na nim odbyć. Wszystkie okoliczności przemawiały jednak za tym, aby była tak traktowana, zwłaszcza przez nas – dodaje rzecznik gorlickiej KPP.
Za wzmożone środki bezpieczeństwa, ochronę kibiców i mieszkańców zapłacą wszyscy podatnicy.
Napisz komentarz
Komentarze