O tym, że kampania wyborcza nie zawsze jest uczciwa, nie trzeba chyba nikogo specjalnie przekonywać, a na ostatniej prostej niektórzy tracą zdrowy rozsądek.
Kiedy kończą się rzeczowe argumenty, a wszystko, co można było obiecać – zostało obiecane, kiedy miasto zostało już dokładnie obklejone wyborczym nawoływaniem do głosowania na „najlepszego”, a kieszenie kandydatów zaczynają świecić pustkami, trzeba ściągnąć po cięższy kaliber.
Jeden komitet wyborczy oskarżający drugi, że przez rozdawanie krówek miasto jest zaśmiecone, jest co najmniej śmieszne… a wrzucanie do sieci zdjęć papierków – żenujące. Fotograf, zamiast skrupulatnie przeczesywać drogę po happeningu lepiej by się schylił i wyrzucił owe papierki do kosza. Rozliczanie kandydata z tego, że nie wszyscy wiedzą co zrobić z opakowaniami po cukierkach jest pomysłem tandetnym, co podłapali gorliczanie i nim post został usunięty z oficjalnego fanpage komitetu, zdążyli wyśmiać dumnych z siebie autorów.
To był ten bardziej zabawny przykład wyborczej walki o głosy.
Nie można natomiast „zabawnym” nazwać zrywania wyborczych plakatów, a niemal ze wszystkich gorlickich komitetów docierają do nas sygnały takiej „praktyki”.
Pod osłoną nocy podchodzi do tablicy informacyjnej kandydat do samorządowego stołka i zrywa plakat „konkurencji”. Niemalże na gorącym uczynku zatrzymuje go przedstawiciel owej „konkurencji”, który chwilę wcześniej powiesił ów plakat, a zajęty przez rozmowę telefoniczną w samochodzie – widział całą sytuację.
Te wydarzenia pokazują, że nie ma „pewniaka”, a walka o burmistrzowski fotel będzie wyrównana. Póki co niektórzy kandydaci próbują swoich sił w podchodach i kopaniu dołków zapominając, że „pycha kroczy przed upadkiem”.
Strach się tylko bać co przyniosą kolejne godziny, zwłaszcza te tuż przed ciszą wyborczą.
Napisz komentarz
Komentarze