Kiedy rozpoczęła się wojna, zobaczyliśmy pewien wymiar naszej pracy redakcyjnej, który zwykle pozostaje w cieniu. To wymiar społeczno-organizacyjny. Odebraliśmy dziesiątki telefonów od Was. Zgłaszaliście, że chcecie pomóc. Pomysłów było bardzo wiele. Niektórzy pytali wprost: chcieliby pomóc, ale nie wiedzą, jak można to zrobić.
To było pytanie, które i my sobie zadawaliśmy.
Przez kilka pierwszych tygodni wojny nie mieliśmy wątpliwości, że to właśnie takie osoby jak Wy przyjęły na siebie pewien ciężar tego konfliktu.
Opowiadamy Wam o tym dziś nie bez przyczyny.
Właśnie wtedy, bardzo szybko zaczęły pojawiać osoby, chętne do działania. Były rozmowy o tym, jak pomagać, by robić to dobrze i mądrze. Na gadaniu się nie kończyło. Zanim pojawiły się pierwsze formalne i oficjalne drogi niesienia pomocy, trzeba było ją organizować samorzutnie. Czas był na wagę złota.
Szybko znalazły się osoby, które własnym nakładem sił i środków zaczęły kursować na granicę. Nigdy nie mogło być pustych przebiegów. Zabierano z Gorlic środki medyczne – przywożono uchodźców. Zawożono na granicę termosy i misie dla najmłodszych – przywożono kolejne osoby, które już miały przygotowane miejsca. Słuchaliśmy kolejnych relacji i opowieści osób, których domy zmiotły rakiety dosłownie w pierwszych dniach konfliktu. Przeżywaliśmy to bardzo głęboko, a stres był bardzo silny.
Emocje trzeba więc było przekuć w coś dobrego: w pracę. A w tej pomagaliście nam bardzo intensywnie. Nasza redakcja wypełniała się przedmiotami, które szybko trafiały do bardzo konkretnych osób i miejsc.
Szybko też zaczęły się inne telefony: mam miejsce, w którym mogą przenocować uchodźcy...
Jak Maryja szukająca schronienia
Tak jak Maryja potrzebowała schronienia z Dzieciątkiem, tak tysiące uchodźców prosiło o jakikolwiek kąt, by choć na chwilę złapać oddech. Uciekali przepełnieni strachem. Z pustymi rękami, ale i nadzieją, że znajdą pomoc. Nie zawiedliście.
Publiczne noclegownie, hotele czy nawet hale sportowe nie były gotowe. Wtedy wielu z Was szybko przygotowało schronienie dla najbardziej potrzebujących. Czasem na kilka dni, czasem tygodni. Przyjęliście uchodźców do swoich domów, zaprosiliście do swoich stołów. Ich talerzyki nie stały puste.
Sprawdzian z miłości bliźniego zdawaliście wiele razy, a my z radością patrzyliśmy, jak przed naszymi oczami przetacza się fala dobroci i ofiarności. Kanały, które pomogły ją później uporządkować spowodowały, że ta spontaniczna i pełna gorącego serca ofiarność nieco się zmieniła.
Nie zniknęła, o nie!
Ale to ten pierwszy zryw, który pojawił się w pierwszych dniach po wybuchu wojny zapamiętamy.
Dzięki Wam poczuliśmy się częścią czegoś wspaniałego.
Dzięki Wam wiemy, że dzisiejsza Wigilia ma wyjątkowo symboliczny charakter.
Pusty talerzyk dla niespodziewanego gościa naprawdę czeka w wielu Waszych domach każdego dnia.
Cieszymy się, że jesteśmy częścią takiej społeczności.
Napisz komentarz
Komentarze