Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
PRZECZYTAJ
Reklama Sklep z artykułami elektrycznymi: oświetlenie LED, kable i przewody, gniazda i łączniki, rozdzielnice, telewizja przemysłowa, alarmy, aparatura modułowa. Hurtownia. Znakomita jakość w najlepszej cenie! ;)
ReklamaSkorzystaj z oferty Iwo Computers wejdź na stronę internetową lub odwiedź sklep stacjonarny
Reklama Zespół Szkół Technicznych im. Wincentego Pola – DOŁĄCZ DO NAS

Tak zaczynał młody sportowiec, dziś wojownik: Michał Grygowicz [ROZMOWA]

Podziel się
Oceń

Pierwszy odcinek nowej serii programu Ninja Warrior Polska już w najbliższy wtorek o 20.05. Właśnie wtedy na arenie Gliwice przed nowymi przeszkodami ustawi się dobrze Wam znany Michał Grygowicz.
Tak zaczynał młody sportowiec, dziś wojownik: Michał Grygowicz [ROZMOWA]

Autor: Michał Grygowicz/halogorlice.info ©

 

Już w najbliższy wtorek (28 lutego) o godzinie 20 będziecie mogli zasiąść przez telewizorami, by na kanale Polsat kibicować Michałowi Grygowiczowi.


Konwencja programu jest wielu z Was doskonale znana: kolejni uczestnicy programu stają na starcie niezwykłego toru przeszkód: ich celem jest pokonanie toru i dokonanie tego w jak najlepszym czasie. Kolejne utrudnienia sprawdzają ich szybkość, zwinność, skoczność, siłę i zdolność koncentracji. To także konieczność rozgryzienia łamigłówki związanej z tym, jaki sposób pokonania przeszkody będzie optymalny przy ich budowie ciała i ich specyficznych umiejętnościach.

Wysocy atleci mają więc podobne szanse do filigranowych, ale wysportowanych kobiet. To, co liczy się na torze Ninja Warrior Polska to bycie kompletnym zawodnikiem, czyli takim, który w umiejętny sposób balansuje swoje umiejętności i rozumie swoje ograniczenia. Tylko taka świadomość może doprowadzić do sukcesu.

Każdy sezon to spotkanie z ponad 180 sportowcami. Niektórzy z nich mogą zaprezentować się więcej niż jeden raz. Taką szansę od  producentów programu otrzymał m.in. znany Wam już dobrze Michał Grygowicz.  


Michał Grygowicz: w dzieciństwie chciałem być...

Michała Grygowicza doskonale zna wielu z nas. 29-latek mieszka na co dzień w Krakowie, ale nie zapomina o swoich gorlickich korzeniach. To właśnie tutaj rozpoczynał swoją przygodę ze sportem. 
Jak mówił:

W dzieciństwie chciałem zostać strażakiem, jak mój Tato lub fizjoterapeutą, jak moja Mama, żeby pomagać innym ludziom. 
Z biegiem lat znalazłem na to inny sposób, połączony z moją największą pasją - sportem. Zostałem trenerem personalnym! 

 

Michał próbował swoich sił w różnych dyscyplinach sportowych. Zapytaliśmy go o to, jakich dyscyplin sportowych próbował i jak, właśnie w Gorlicach, rozpoczynał swoją zabawę ze sportem.

hG: 

Michale, jak rozpoczęła się Twoja ścieżka sportowa? Z jakich możliwości rozwijania się korzystałeś w Gorlicach w dzieciństwie Czego dowiadywałeś się o sobie i o samym sporcie podejmując różnych aktywności? 

 

Michał Grygowicz:

Oj, dużo tego było, a to głównie zasługa moich rodziców. Od dziecka zachęcali mnie do sportu i wszelakich aktywności. Starali się zapewnić mi możliwość spróbowania swoich sił w każdej dyscyplinie, która była u nas dostępna. Dzięki temu mogłem rozwijać swoją sprawność w każdym kierunku i na każdej płaszczyźnie.
Ze względu na to, że wszystkie aktywności się przeplatały, nie będę pisał chronologicznie. 

Podzielę to na dyscypliny.

NARCIARSTWO 
W wieku zaledwie kilku lat miałem już małe, plastikowe narty na nogach. Zjeżdżałem na nich z górki za blokiem na ulicy Kopernika, pod czujnym okiem rodziców. 
Następnie na początku podstawówki rodzice zapisali mnie na treningi grupowe narciarstwa w klubie MKN Gorlice pod okiem Ryszarda Cygańczuka. Tam zacząłem już brać udział w pierwszych zawodach w tej dyscyplinie.
Po pewnym czasie dołączyłem do klubu P&P Magura prowadzonego przez Janusza Pikułę i Grzegorza Apolę. Gdzie jako zawodnik wygrywałem wielokrotnie zawody w swojej kategorii wiekowej, osiągając jedne z pierwszych sukcesów sportowych. Startowałem też jako zawodnik w małopolskiej lidze narciarskiej. A na nartach jeżdżę do dziś.

PŁYWANIE
Zacząłem od indywidualnych lekcji pływania u Edwarda Babisia. Jego zaangażowanie i pełne pasji podejście sprawiły, że polubiłem ten sport.
Po osiągnięciu odpowiedniego poziomu umiejętności dołączyłem do grupy zorganizowanej przez miasto Gorlice prowadzonej przez Edwarda Babisia, a później przez Mariusza Stępnia. Tam zacząłem brać udział w pierwszych zawodach pływania, gdzie największe sukcesy osiągałem w stylu klasycznym, wygrywając sporo miejskich i powiatowych zawodów. Pływam również do dziś.

KOSZYKÓWKA
Gry w koszykówkę najpierw zaczynała mnie uczyć mama, która była zawodniczką GKS Gorlice za czasów jego świetności. Następnie reprezentowałem swoją szkołę (piątkę) w niemal wszystkich zawodach międzyszkolnych w tej dyscyplinie, pielęgnując zamiłowanie do koszykówki. Na przełomie podstawówki i gimnazjum dołączyłem do sekcji organizowanej przez miasto, prowadzonej przez Bartosza Czamarę. Tam brałem udział w zawodach międzyklubowych przez kilka lat. W liceum moją pasję do tego sportu rozwijał Tadeusz Zimowski, gdzie miałem możliwość reprezentować I LO Kromera na Licealiadzie. Przez te wszystkie lata miałem ogromne szczęście trafiać na nauczycieli wychowania fizycznego, którzy byli pasjonatami swojej pracy i tą pasją do sportu mnie zarażali. Nie będę może wymieniał ich wszystkich, ale każdemu z nich serdecznie dziękuję, jeśli to czyta. 

SIATKÓWKA i inne.
Uczęszczałem na zajęcia GKPS, które prowadzone były przez Krzysztofa Kozłowskiego. Reprezentowałem szkołę w lekkiej atletyce, piłce ręcznej, siatkówce – wszędzie było mnie pełno. Tam, gdzie można było się zmęczyć i pobiegać, tam byłem ja.

KARATE / Sporty walki
Przygodę z karate zacząłem od treningów z tatą, który w młodości wiele lat uprawiał ten sport. Następnie kontynuowałem treningi w sekcji dziecięcej i młodzieżowej Karate Kyokushin prowadzonej przez Andrzeja Halucha. Zainteresowanie sportami walki w liceum przerodziło się w treningi Grapplingu / MMA w gorlickim klubie prowadzonym przez Piotra Słomińskiego. Po przeprowadzce do Krakowa na studia kontynuowałem tą przygodę w klubie Grappling Kraków. 

JAZDA KONNA
Od dziecka uczyłem się również jazdy konnej w stadninach w okolicach Gorlic.

GIMNASTYKA
Od najmłodszych lat na wszystkich placach zabaw bawiłem się bez przerwy na drabinkach, wspinałem się po rurkach i drzewach. W pierwszej klasie podstawówki wziąłem udział w szkolnych zawodach gimnastycznych, jako najmłodszy zawodnik i zdobyłem pierwszy w życiu puchar. Cały czas ciągnęło mnie w tym kierunku, robiłem fikołki/przewroty na materacach i uwielbiałem lekcje WF o tej tematyce. 
Pewnego razu na wakacjach z rodzicami we Władysławowie poznałem mistrza polski w akrobatyce, który prowadził zabawy na trampolinach. Dostałem od niego wiele cennych wskazówek technicznych dotyczących salt i innych akrobacji. To bardzo pomogło mi w rozwijaniu mojej pasji gimnastycznej, która ze względu na brak dostępnego sprzętu przerodziła się w parkour, czyli akrobatykę w warunkach miejskich. Z tej pasji jestem najbardziej kojarzony w Gorlicach, ponieważ wielu mieszkańców przez lata widywało moje akrobacje na ulicach i poręczach naszego miasta oraz parku. 
Te umiejętności są bardzo przydatne w kontekście mojego występu w programie Ninja Warrior Polska.

KULTURYSTYKA
Mój przyjaciel ze szkolnej ławy w liceum (Wiktor Gryboś) interesował się treningiem siłowym i kształtowaniem swojej sylwetki. W pewnym momencie chciałem poprawić swoją sylwetkę i poprosiłem go o pomoc. Przygotował dla mnie plan treningowy, który konsekwentnie zaczałem realizować. Po wcześniejszych przygodach z różnymi sportami, leżenie na ławeczce i robienie kilkadziesiąt powtórzeń tego samego ćwiczenia nie sprawiało mi żadnej radości. Nie ukrywam, że robiłem to na siłę, wyłącznie dla osiągnięcia celu. Jednak w pewnym momencie zacząłem dostrzegać zmiany sylwetkowe oraz zmiany mojego charakteru. 
Okazało się, że ta powtarzalność, rutyna i konsekwencja, rewelacyjnie przekładają się na inne płaszczyzny mojego życia. Nie tylko kulturystyka, ale każda dyscyplina sportu uczy konsekwencji, cierpliwości, ciężkiej pracy i z czasem pomaga wykształcić zwycięskie nawyki. Na swojej drodze miałem szczęście spotkać wiele osób, które zarażały mnie pasją do różnych dyscyplin. Od najmłodszych lat rodzice mnie w tym wspierali i wiele poświęcali, żeby zapewnić mi odpowiednie możliwości rozwoju w każdej dyscyplinie. 

Za to będę im dozgonnie wdzięczny, ponieważ sport w dużej mierze ukształtował to, kim jestem dziś. 

Dzięki niemu chłopak z małego miasta zdobył tytuł mistrza Polski w kulturystyce, zdobył trzecią w historii naszego kraju kartę IFBB Pro Men’s Physique i może mierzyć się na torze Ninja Warrior z najlepszymi zawodnikami z całej Polski.
Cieszę się, że urodziłem się akurat w Gorlicach. 
Miasto zapewniało różne możliwości rozwoju dla młodych osób, z których korzystali między innymi moi rodzice oraz ja. 
Dlatego z dumą reprezentuję nasze miasto. 
Choć na co dzień mieszkam w Krakowie, wszędzie powtarzam, że pochodzę z Gorlic – miasta światła.

 

Obecny kulturysta startował m.in. w zawodach sylwetkowych, ale poza rzeźbieniem ciała stara się także doskonalić ogólną sprawność swojego ciała. W młodości wiele godzin spędził ćwicząc umiejętności sprytnego, niekonwencjonalnego pokonywania przestrzeni miejskiej: Zajmował się m.in. parkourem i freerunem. 
Udział w programie telewizyjnym, który opiera się m.in. na wykorzystaniu umiejętności nabytych w młodości jest dla Michała przede wszystkim świetną zabawą i spełnieniem marzeń. Dawniej oglądał zmagania rywalizujących przed telewizorem, teraz okazało się, że posiadane umiejętności i wiedza pozwalają mu podjąć rywalizację.
Jeśli śledziliście jego poprzednie zmagania z torem pamiętacie, że Michała pokonały… grzybki.
 

hG:

W swojej wypowiedzi na temat toru NWP (treść poniżej) wskazałeś, że na żywo sytuacja wygląda zupełnie inaczej, niż w telewizji. 
O co chodziło z tymi grzybkami i czy musiałeś dostosować jakkolwiek swój trening do startów w programie?

 

MG:

W pierwszej edycji odpadłem na „tańczących kamieniach”, które do dziś nazywam grzybkami (ze względu na ich wygląd). 

Ta przeszkoda sprawdzała równowagę, skupienie i opanowanie. Wielu Gorliczan kojarzy mnie z mojego skakania po murkach i poręczach w naszym mieście. Jedną z moich najbardziej rozpoznawalnych ewolucji był spacer po barierce mostu nad Sękówką przy parku od strony stadionu. Wydawałoby się, że z równowagą nie będę miał problemu. Na miejscu okazało się jednak, że utrzymanie równowagi na stabilnej barierce (nawet kilkanaście metrów nad ziemią) to zupełnie coś innego, niż chodzenie po ruchomych grzybkach osadzonych na sprężynach. 
Jak tylko dotknąłem nogą pierwszego grzybka i poczułem, jak lata, cała moja pewność siebie wyparowała w sekundę. Straciłem skupienie i w trakcie przeszkody zmieniłem taktykę. Zamiast przechodzić kolejno z grzybka na grzybek, postanowiłem przeskoczyć od razu o dwa dalej. Niestety nie doleciałem i… wpadłem do wody. To było moje pierwsze zderzenie z torem, gdzie przekonałem się na własnej, mokrej skórze, że przejście toru wymaga zupełnie innych umiejętności, niż te, które dotychczas trenowałem.
 

Do drugiej edycji zmieniłem już nieco swoje treningi, dodałem więcej pracy na ruchomych elementach, głównie na „bosu” (to taka jakby piłka przecięta na pół. Z jednej strony jest połowa piłki, a z drugiej płaska platforma). Dzięki temu poradziłem sobie z przeszkodą na równowagę. Poczułem się po tym tak pewnie, że zlekceważyłem przedostatnią przeszkodę tracąc na niej skupienie. Były to drążki osadzone na sprężynach. Podszedłem do nich, jak do zwykłych drążków i wpadłem do wody, nie trafiając rękami w jeden z nich. 
 

Za pierwszym razem odpadłem przez negatywne emocje. Za drugim przez nakręcanie się i uleganie zbyt pozytywnym. W każdym przypadku traciłem niepotrzebnie skupienie, a na torze o sukcesie decyduje każdy detal. 

We wtorek podchodzę do toru po raz trzeci. Tym razem planuję zachować pełne skupienie. 
Nie będę ulegał emocjom, ani tym pozytywnym, ani negatywnym. 
Mam nadzieję, że dzięki temu osiągnę w końcu mój cel i wcisnę buzzer na końcu toru.

 

Michał przyznał też w jednej z rozmów, że to, co wydaje się proste i jasne w telewizji, w rzeczywistości jest zupełnie inne. Na pytanie o to, dlaczego Ci ludzie ciągle lądują w wodzie, Michał zna już odpowiedź. Zaskakujące mogą być z perspektywy zawodnika tak odległości między przeszkodami jak i nawierzchnia kolejnych przeszkód. Czasem zaskoczeniem jest ich ciężar, innym razem: ruchomość. 
 

hG:

Czy przed programem zawodnicy mogą zapoznać się z torem, czy pierwszy kontakt z nim to jest właśnie ta próba, którą oglądamy potem przed telewizorami?

 

MG:

Żaden zawodnik nie zna przeszkód z wyprzedzeniem. Poznajemy je dopiero w dzień startu i nie mamy możliwości, żeby ich dotknąć. Kilka godzin przed startem jest tzw. „odprawa”, na której idziemy razem z sędzią wzdłuż toru. Sędzia tłumaczy nam zasady, mówi czego nie wolno robić, a tester na naszych oczach pokonuje kolejne przeszkody pokazując, że jest to możliwe. Nie możemy jednak dotknąć żadnej przeszkody, zbliżyć się do niej, żeby oszacować odległość, czy stanąć na platformie, żeby zobaczyć to z tego punktu widzenia, który mamy przechodząc tor. 

Każdy z nas ma wyłącznie jedną próbę i ten pierwszy kontakt z torem jest właśnie nagrywany, a następnie emitowany w programie.
 

 

Ninja Warrior Polska jest więc zabawą dla dorosłych, którzy chcą sprawdzić wszystkie swoje umiejętności. Nie ma jednej skutecznej metody przejścia toru. Każdy musi na nim znaleźć swoją własną ścieżkę, choć przeszkody są identyczne. To, co jednemu przychodzi z łatwością, dla innego zawodnika staje się przeszkodą nie do pokonania.

Ograniczenia: sprawa indywidualna?

 

hG:

Czy istnieje zawodnik doskonały, przed którym ulegnie góra? Na starcie NWP stają bardzo różne osoby, reprezentujące różne dyscypliny. Jaka osoba ma Twoim zdaniem największe szanse na sukces: czy można mówić o parametrach ciała, które wykluczają sukces?

 

MG:

Największe szanse na pokonanie toru mają osoby trenujące profesjonalnie wspinaczkę. Do tej pory najdalej w historii Polskiej edycji zaszedł właśnie wspinacz. Jeśli do tego trenują również parkour, to mają idealne predyspozycje do zmierzenia się z Midoriyamą. Wspinacze mają bardzo mocny chwyt i ważą po 60-70 kg. 

Na torze każdy dodatkowy kilogram jest ogromnym utrudnieniem, ponieważ większość przeszkód wymaga pokonywania ich wisząc na rękach. Ja mam o tyle łatwiej, że od dziecka trenowałem parkour wykorzystując murki w naszym mieście. Jednak sylwetka kulturysty, duża ilość mięśni (które również trzeba dotlenić) i waga niemal 90 kg przy bardzo niskim poziomie tkanki tłuszczowej, zdecydowanie utrudniają mi to zadanie. 

Nie jest to jednak niemożliwe. 

Wymaga ode mnie po prostu większej ilości pracy i zaangażowania. Muszę dodatkowo wzmacniać chwyt wykonując specjalne ćwiczenia, żebym był w stanie utrzymać na tych drążkach moją masę.


Michał wystartuje na torze NWP już po raz trzeci

Jaki będzie tego efekt? Tego dowiecie się już jutro w programie! Nasz zawodnik przyznaje: 

Wkręciłem się tak bardzo w te emocje i adrenalinę, które znajduje na torze i w programie Ninja Warrior, że nie zamierzam odpuszczać :D 

Planuję brać udział w każdej edycji, jeśli tylko będzie taka możliwość. Za każdym razem planuję oczywiście dochodzić coraz dalej, aż do Midoriyamy!



Michał mówi też o czymś, co dla młodych osób zafascynowanych sportem może być bardzo ważne: pierwsze wizyty na siłowni nie odbywają się w błysku fleszy. 
Nie ma obietnicy pewnego sukcesu. Sam Michał przyznał, że chciał po prostu nieco poprawić swoją sylwetkę, a pierwsze wyjścia na siłownię były pokonywaniem samego siebie. 

Nie czerpał z tego przyjemności, wręcz przeciwnie: robił to wbrew samemu sobie. To, co popychało go do przodu i dopingowało do kolejnych wyjść na siłownię, to cel, który sobie wyznaczył. 

Regularność i systematyczność treningów pozwoliła jednak zrozumieć, jak ogromne znaczenie zyskał trening w jego życiu i jak duże ma on znaczenie dla kształtowania charakteru: wtedy, na początku, charakteru młodego chłopaka. Dziś charakteru mężczyzny, który z zadowoleniem patrzy w przeszłość.
 

Do tej pory nie zwyciężył nikt

Program Ninja Warrior Polska jest niezmiennie realizowany w tej samej formule. Rozpoczyna się od toru eliminacyjnego, po którym następuje wyścig Power Tower, a po nim tor półfinałowy.

Wygrana na etapie Power Tower daje zawodnikowi złoty bilet. Ten zapewnia udziału w finale programu (z pominięciem półfinału). Do finału przechodzi po czterech zawodników, którzy najlepiej zaprezentowali się w każdym z odcinków. 

Wygrana w finale oznacza zdobycie 150 tys. złotych. Jak dotąd nagrody nie zgarnął nikt. By to osiągnąć należy ukończyć tor finałowy w wyznaczonym czasie.

Czy piekielna góra, Midoryiama, ustąpi pod nogami Michała Grygowicza? 

Będziemy trzymać za to kciuki! 

Zdjęcia poniżej z pierwszych przygód sportowych Michała pochodzą z jego prywatnego archiwum. Dziękujemy za ich udostępnienie!

 

Źródło info i foto: Michał Grygowicz


Napisz komentarz
Komentarze
Doma 28.02.2023 22:26
Przystojniak

co to ma być? 27.02.2023 18:18
Żenada :(

Hemoglobina 27.02.2023 14:58
Powodzenia Michał!

ja 27.02.2023 13:28
Odpadnie znowu

ReklamaNowe mieszkania na sprzedaż, Osiedle "Szklane Tarasy" - Gorlice, ul. Kapuścińskiego
ReklamaAQUAPLAST - rynny, pokrycia dachowe
ReklamaBudżet Obywatelski - GŁOSUJ 15 maja - 14 czerwca
AKTUALNOŚCI
ReklamaDzień Dziecka w Minizoo Zdynia - 2 czerwca 2024r.
Reklama
Reklama
Reklama SANTANDER PARTNER - placówka partnerska nr 1 | Kredyty: gotówkowe, konsolidacyjne, hipoteczne, dla firm, leasing | GORLICE, ul. Legionów 12