POLSKA PODZIELONA. RAPORT MEDYCZNY SPOŁECZEŃSTWA. Część 1.
„Jesteś głupcem” – powiedział Polak do Polaka po wyborach. Polak odpowiedział: „A ty głupcem”. I obaj rozeszli się w przekonaniu o własnej racji.
Wybory prezydenckie w Polsce zakończyły się rekordowo „bliskim” wynikiem w skali kraju. Przy 20 844 163 oddanych ważnych głosów, Rafał Trzaskowski otrzymał 10 237 286, a zwycięzca – Karol Nawrocki – 10 606 877.
Wizja przyszłego reprezentanta Narodu dzieli kraj – dosłownie – na pół.
ROZPOZNANIE.1989 – 2005
Polskę drążą równie wielkie namiętności, jak i resentymenty, co może być zrozumiałe zważywszy na fakt, że jesteśmy społeczeństwem dotkniętym różnymi traumami przeszłości. Nasz kraj, który w 1989 przybrał kurs zorientowany na (szeroko pojęty) Zachód i demokrację liberalną, do 2005 roku był na wzorcowej ścieżce integracji z Europą przy regularności redukcji pozostałości elementów kultury wschodniej.
Przewodnikiem duchowym większości społeczeństwa (wszak, według statystyk, 70% to katolicy) był Jan Paweł II – katolicki humanista, człowiek dialogu i zwolennik integracji europejskiej, zaś administratorem – Prezydent Aleksander Kwaśniewski – lewicowy intelektualista.
W dobie polaryzacji szokująco brzmi, że obaj – mimo różnic światopoglądowych– potrafili współpracować na rzecz pokoju i dobrobytu nas wszystkich. Cel był jasny, drogi do niego – odmienne. Spotykali się zatem często w połowie.
2005 – 2010
Dwa tysiące piąty spowodował, że zarówno konserwatywna, jak i lewicowo-liberalna część społeczeństwa mogły uznać się za „osierocone”. Śmierć Jana Pawła II, jak i zakończenie kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego dla obu stron były tragedią, jednak „żałoba” – o dziwo – łączyła społeczeństwo, zamiast je dzielić. Był to ostatni akt aktorski na scenie teatru o nazwie: wzajemny szacunek.
To szanujące się, choć poglądowo odmienne społeczeństwo „zagospodarowało” między siebie dwóch polityków: Jarosław Kaczyński i Donald Tusk, z których pierwszy kreował się na prospołecznego konserwatystę, drugi – liberalnego progresywistę. Takie wizje rozwoju kraju przedstawili Narodowi, w którym – o czym warto wspomnieć – nie każdy rozsiadł się jak wygodnym fotelu.
Transformacja ustrojowa, przystąpienie do Unii Europejskiej i bogactwo gospodarki kapitalistycznej pozwoliło części społeczeństwa dokonać ogromnego awansu finansowego. Niestety, ta transformacja miała i swoje ofiary: druga część nie odnalazła się w systemie wolnorynkowym, pozbawiona socjalnych osłon, gwarancji zatrudnienia oraz opieki Państwa. Oba te elektoraty „zagarnęli” Kaczyński i Tusk, którzy wówczas jeszcze potrafili z sobą normalnie rozmawiać i nie transponowali własnej niechęci na tonacje społeczną.
POCZĄTEK ROZPADU, CZYLI WIELKA TRAGEDIA.
2010
W 2010 roku pod Smoleńskiem rozbił się prezydencki samolot. Zginał Prezydent RP – Lech Kaczyński, Pierwsza Dama oraz pozostałych dziewięćdziesięciu czterech reprezentantów Państwa. Żałoba narodowa w Polsce – w przeciwieństwie do przeżywanej pięć lat wcześniej – tym razem nie połączyła rodaków.
Spowodowała przerzucanie się oskarżeniami – najpierw wśród klasy politycznej, która miast chronić przed tego typu retoryką wrażliwe elektoraty, podsycała spór, wyczuwając niestety świetne „paliwo polityczne”. Miesiące po Tragedii Smoleńskiej ujawniły nie tylko ideologiczne podziały w narodzie, na tapet debaty publicznej zaczęły zaznaczać się także różnice światopoglądowe, ekonomiczne oraz intelektualne.
Istniały one zawsze, jednak rolą przywódców jest tonowanie napięć w celu ratowania wspólnoty, nie zaś – podkreślanie polaryzacji, która daje, co prawda, wynik wyborczy, jednak tę wspólnotę rozbija. Kaczyński i Tusk, w tych najważniejszych miesiącach, które powinny nas scementować, wybrali interes polityczny. Koniec dwa tysiące dziesiątego był wyraźnym przedsmakiem tego, co miało czekać nas w kolejnych latach. Był początkiem wojny dwóch plemion, której każdy kolejny rok doprowadził do stanu, jaki dziś mamy – z perspektywy wspólnoty właśnie – nieprzyjemność obserwować.
Cdn.
Materiał nadesłany/Mateusz Krzysztoń
Napisz komentarz
Komentarze