Już od popołudnia poprzedniego dnia niebo było ciemne i ciężkie od deszczu. Ulewa nie ustępowała przez całą noc. Leżałem w łóżku na poddaszu i nasłuchiwałem niekończącego się huku deszczu bębniącego o dach. Każda kropla uderzająca o blachę potęgowała mój niepokój. Sen nie nadchodził. Co chwila wstawałem, podchodziłem do okna i patrzyłem w ciemność, obserwując widok ulewy, która widoczna w świetle ulicznych lamp. Ulewa nie przechodziła.
Rano około godz. 5 chciałem zejść do piwnicy, by zobaczyć, czy jest tam woda. Jakież było moje zdziwienie, gdy po otwarciu drzwi okazało się, że jest ona już na schodach!
Zadzwoniłem na numer alarmowy straży pożarnej i usłyszałem, że trwa ewakuacja, a zalana piwnica to w tym momencie najmniejsza konsekwencja tego co się dzieje. To było pierwsze ostrzeżenie, że sytuacja jest naprawdę poważna. Wyszedłem z domu. Od razu uderzył mnie potężny huk wody. Choć Sękówka płynie około 400 metrów od mojego domu, złowrogi szum rwącej wody był tak donośny, jakby rzeka przepływała tuż obok. Zdałem sobie sprawę z tego, że sytuacja musi być naprawdę poważna.
Wsiadłem w samochód i pojechałem do centrum miasta. Już od wjazdu na ul. Sienkiewicza widać było, że coś jest nie tak. Stacja paliw była podtopiona, samochody przejeżdżały przez wodę, rozbryzgując ją z obu stron.
Pojechałem w kierunku centrum. Za chwilę przejeżdżałem mostem nad Ropą, pod którym przetaczały się ogromne masy brunatnej wody. Widok był szokujący. Rzeka pędziła z niespotykaną siłą, niosąc konary drzew, gałęzie i połamane elementy infrastruktury. Na wałach przy Nadbrzeżnej stały tłumy ludzi. Patrzyli w milczeniu, kręcili głowami z niedowierzaniem. W ich oczach widziałem strach i przerażenie.
Przez miasto przemykały kolejne wozy straży pożarnej na sygnale. Pędziły przez ulice, ciągnąc za sobą przyczepki ze sprzętem ratowniczym. Było ich mnóstwo. Każda jednostka walczyła, by ratować co się da, ale żywioł w wielu miejscach był silniejszy. Wokół panowała atmosfera nerwowego oczekiwania i bezsilności.
Gdy pogoda w trakcie dnia zaczęła się poprawiać a woda opadła, odsłoniła skalę zniszczeń, jaka w naszym regionie nie była widziana od lat.
To był dzień, który nauczył mnie ogromnego szacunku do natury i pokory wobec jej siły. Obraz pędzącej wody i ludzi, którzy bezradnie spoglądali na rzekę, na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Napisz komentarz
Komentarze