Historia altany, współfinansowanej niegdyś przez fundację z USA mogłaby być opowieścią o dobrych intencjach, słabym wykorzystaniu i realiach miejskiej zieleni, która coraz częściej przegrywa z wandalizmem.
Radna przypomniała, że altana była już remontowana, a mimo to barierki znów są pourywane, a miejsce nie zachęca do zajęć terenowych ani do wydarzeń środowiskowych. Padają pytania o sens kolejnych kosztów, skoro efekty szybko znikają pod naporem niszczeń. W jej ocenie potrzebna jest chłodna kalkulacja: ile miasto wydaje, co faktycznie zyskują mieszkańcy, i czy da się to miejsce przywrócić do życia.
Powiedzmy to sobie szczerze: kiedy tworzy się sztuczne twory w miejscach, gdzie nie ma na nie realnej potrzeby, to później wygląda to tak, że ci, którzy mogliby korzystać – wcale tego nie robią, a ci, którzy nie potrzebują, traktują to miejsce jako przestrzeń do niszczenia – powiedział Rafał Kukla.
Tak stało się chociażby z altaną w parku McGarvey’a. Była ona już kilkukrotnie konserwowana, co oczywiście wymagało nakładów finansowych, a i tak nie spełniała swojego założonego celu. Szkoła miała prowadzić tam zajęcia, ale w praktyce się to nie wydarzyło. Byliśmy tam raz przy okazji Narodowego Czytania w 2018 roku, natomiast żadna regularna aktywność się tam nie pojawiła.
Burmistrz nie unikał diagnozy: altana była wielokrotnie konserwowana, a jednak nie stała się miejscem regularnej aktywności lokalnej. Miasto wskazuje, że powstała w części parku pełniącej historycznie rolę zieleni izolacyjnej dawnej rafinerii – z dala od naturalnych miejskich ciągów pieszych. W efekcie ci, którzy mogliby z niej korzystać na co dzień, rzadko tam docierają, a „potrzebujący ciszy” wybierają inne, bardziej uczęszczane fragmenty parku. Z kolei niszczyciele mają tam spokój.
W trakcie sesji padł wątek szkół, które – mimo deklaracji sprzed lat – nie wprowadziły do stałego planu zajęć lekcji terenowych w altanie. Jednorazowe wydarzenia (np. Narodowe Czytanie w 2018 roku) nie stworzyły nawyku korzystania. Gdy miejsce pozostaje puste przez tygodnie, szybciej pojawiają się śmieci, dewastacje i dzikie użytkowanie przestrzeni.
Monitoring, jak zauważyła radna, niewiele daje. To częsty problem w zieleni: kamery zniechęcają okazjonalnych sprawców, ale nie rozwiązują kłopotów tam, gdzie brakuje stałej obecności ludzi. Barierki, deski i drobna mała architektura są zbyt łatwym celem. Do tego dochodzi ukryte położenie – naturalne „zaplecze” dla niepożądanych zachowań.
Burmistrz szerzej osadził sprawę w realiach frekwencji na wydarzeniach plenerowych. Wskazał, że oczekiwanie „życia w parku” coraz częściej rozmija się z praktyką: mieszkańcy rzadziej uczestniczą w aktywnościach pod chmurką, a jeśli już – wolą duże imprezy w centrum lub ofertę wyspecjalizowanych obiektów. Tę lukę dawniej wypełniały stałe, „twarde” inwestycje (muszle koncertowe, wiaty). Dziś lepiej sprawdzają się rozwiązania mobilne i tymczasowe, dostawiane „pod wydarzenie”.
Sesja nie zakończyła sprawy definitywnie, ale nakreśliła ramy decyzji: bez twardych danych finansowych i planu rzeczywistego użytkowania, kolejny remont altany w parku McGarvey’a może nie przynieść trwałej poprawy.
Jeśli miasto wypracuje model stałej obecności, ponowna inwestycja w obiekt ma sens. Jeśli nie – trzeba uczciwie rozważyć inne rozwiązanie, w tym zmianę funkcji lub rozebranie altany.





























Napisz komentarz
Komentarze