Jego ostatnim wielkim celem było zdobycie wszystkich alpejskich czterotysięczników. Na finiszu tej imponującej drogi zostały mu jedynie dwa szczyty. Był indywidualistą – jeśli nie znalazł partnera do wyprawy, potrafił wyruszyć sam, w przekonaniu, że wie, jak ocenić własne możliwości i ryzyko.
Wszołek realizował ambitne projekty na całym świecie. W 1988 roku uczestniczył w wyprawie na Aconcaguę, podczas której powtórzył drogę pierwszych polskich zdobywców przez Lodowiec Polaków. Zdobył również Illimani w boliwijskiej Cordillera Real. Brał udział w trekkingu Inków przez Andyjską dżunglę – to on jako pierwszy z grupy pokonał rwącą rzekę Urubambę, przechodząc nad nią po stalowej linie przy pomocy czekana i karabinka. Żaden z uczestników nie powtórzył już tego wyczynu.
W Norwegii i Himalajach Zachodnich sięgał po dziewicze szczyty, samotnie pokonując lodowce w drodze do obozu. W masywie Trolli podejmował trudne drogi wspinaczkowe i brał udział w akcjach ratunkowych. Zawsze był tym pierwszym w zespole – przewodnikiem, który przecierał szlaki innym.
Jego przyjaciele wspominają niezwykłą siłę fizyczną i mentalną, a także koleżeńskość i odwagę. Jedna z opowieści najlepiej oddaje jego charakter. Aby zdobyć środki na wyprawę w Andy w 1988 roku, wraz z kolegami podjął się trudnego i ryzykownego zadania – malowania 150-metrowego komina Huty Katowice od środka. Wymagało to pracy w gumowych kombinezonach, ze szlauchem i kwasem szczawiowym w dłoni, zjeżdżając na linie w ciasnej przestrzeni. Gdy inni wahali się, Kaju przerwał dyskusję, mówiąc: „Zima nas zastanie”. Założył kombinezon i wykonał zadanie. Taki był – bezkompromisowy w działaniu, zawsze gotów, by podjąć ryzyko dla wyższego celu.
Do końca pozostawał wierny górom. Ciągle zaskakiwał przyjaciół trudnymi przejściami wspinaczkowymi, nawet w wieku, w którym większość już dawno odpuściłaby podobne wyzwania.
Żegnaj, Kaziu, niezrównany miłośniku gór. Do końca byłeś im wierny. My jesteśmy jedynie szczęściarzami, którym udało się spotkać Ciebie na górskich szlakach – napisali Mirosław Szumny i Andrzej Galant, jego wieloletni towarzysze.
Na zawsze pozostanie w pamięci jako człowiek, który żył według własnych zasad, oddając serce górom i ludziom, których spotykał na swojej drodze.
Źródło info: własne/Klub Wysokogórski Gliwice
Napisz komentarz
Komentarze