Przed usłyszeniem diagnozy mieliśmy plan - plan na idealne życie we trójkę. Odkąd dowiedzieliśmy się o ciąży przed oczami mieliśmy obraz wyremontowanego mieszkania i pięknego pokoju dla naszej pociechy. Mieliśmy w planach kupno psa, owczarka podhalańskiego, żeby nasze szczęście miało wiernego kompana od małego. Te obrazy ostatnio wydają nam się bardzo odległe. Teraz nasze marzenia uległy przewartościowaniu, chcielibyśmy dostać tylko szansę… szansę na długie wspólne życie – pisze Kamil Przybyło.
Początki ciąży Ewci były spokojne. Nic nie zapowiadało koszmaru, który zaczął się, gdy żona była na początku trzeciego miesiąca – wspomina Kamil.
Dziewczyna wylądowała w oddziale ginekologiczno-położniczym po tym, jak od początku ciąży schudła dziewięć kilogramów, ciągle wymiotowała i była tak słaba, że nie mogła samodzielnie iść.
Lekarze traktowali nas trochę niepoważnie. Wymioty i osłabienie to przecież niemalże standard w ciąży - mówili. Usłyszeliśmy nawet, że Ewcia ma problem z psychiką – wyjaśnia.
Chłopak wspomina, że wraz z rodziną musiał narobić trochę zamieszania w szpitalu, żeby w końcu zrobiono Ewie rezonans.
Wynik: 6-centymetrowy guz w tylnej części głowy. Ewcia natychmiast została przewieziona do innego szpitala, gdzie błyskawicznie zaczęła się operacja usunięcia guza. Dla mnie te osiem godzin trwały wieki – mówi Kamil. I dodaje: Po badaniach histopatologicznych okazało się, że mamy do czynienia z rdzeniakiem IV stopnia, guzem typowo dziecięcym, który nie wiadomo dlaczego zaatakował moją 25-letnią żonę.
Lekarze od razu zasugerowali usunięcie ciąży, bo guz, którego ma Ewa nie reaguje na chemoterapię, a jedynie radioterapia głowy i całego kręgosłupa mogłaby uratować dziewczynę, jednocześnie zabijając jej nienarodzone dziecko.
Jest szansa, że uda się odłożyć radioterapię do momentu, aż urodzi się nasz maluszek. Taką decyzję wspólnie podjęliśmy – zrobimy wszystko, aby nasze dziecko urodziło się zdrowe. Do tego czasu naszą jedyną nadzieją jest leczenie, które nie zaszkodzi rozwijającemu się bobasowi. Pokrycie jego kosztów jest dla nas trudne tym bardziej, że na chwilę obecną zrezygnowałem z pracy zawodowej, aby zająć się Ewcią, która wymaga całodobowej opieki – mówi.
Światełkiem jest fakt, że dziecko Ewy i Kamila rozwija się „książkowo”, może trochę nieświadome choroby mamy, a może po prostu jest spokojne, bo wie, że nie zostawimy jej albo jego rodziców bez pomocy… Na ostatnim zdjęciu z USG podnosi rączkę, tak jakby machało rodzicom, na znak, że dobrze robią.
Kamil Przybyło pochodzi z Dominikowic, jego żona z Łodzi, gdzie obecnie mieszkają. Młode
małżeństwo liczy na naszą pomoc, bo tu „u nas” nie są anonimowi, tak jak w wielkim mieście.
Dziewczynie może pomóc każdy z nas. Wszystkie informacje odnośnie zbiórki pieniędzy i sposobów ich wpłacania można znaleźć na https://zrzutka.pl/pomoc-dla-ewy
Na pomoc w leczeniu i rehabilitacji Ewy można również przekazać 1% swojego podatku. KRS: 0000270809, w rubryce INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE (bardzo ważne!) należy wpisać: Przybyło, 7030
Napisz komentarz
Komentarze