W pamięci mamy jeszcze lata PRL- gdy wracaliśmy do domu z produktami, które akurat "rzucono", więc bez namysłu kupowało się to, co popadnie. Tak było np z naręczem papieru toaletowego zakupionego na zapas, bo była okazja. Pamiętamy także bliższe nam chwile tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, kiedy to pogłoski o ewentualnych wysokich cenach cukru powodowały, że nie dwa, trzy, ale dwadzieścia, trzydzieści kilogramów białego produktu zapełniało nasze wózki z zakupami. I co? Przeliczyliśmy się. Cukier taniał, a niektórzy ze złości zaciskali zęby.
Dzisiaj kupujemy co chcemy i ile chcemy. Wolny rynek otworzył przed nami wielkie możliwości, choć z drugiej strony stan portfeli u większości nie uległ pomnożeniu proporcjonalnie, co do ilości towaru na półkach. Inna jest także obsługa. Dawniej panie sprzedające były alfą i omegą, a ich humor stawał się naszym udziałem. Powłóczysty wzrok znad lady i słowa " nie ma, skończyło się", czy też " nie wiem kiedy znowu bedzie" brzmiały w naszych uszach jak wyrok. Obecnie sprzedawca w większosci przypadków dwoi się i troi, byle tylko klient był zadowolony, a uśmiech od pani jest gratis.
Mimo tak wielkich zmian w zakresie jakości zakupów, słyszymy, że dla niektórych z nas owe zakupy, czy też uiszczenie opłat, stanowią źródło wielkiego stresu lub conajmniej irytacji. W powszechnie uznawanych za tanie i przyjazne hipermarkety, czujemy się oszukiwani, zwłaszcza starsi ludzie. Ceny towarów na pierwszy rzut oka bardzo przystępne, okazują się wartością przed opodatkowaniem. Brak informacji o dacie przydatności lub jej celowe usunięcie na wybranych produktach, to także przykład późniejszych niespodzianek w domu.
Jednymi z najcześciej spotykanych sytuacji przy kasie, są powtarzane jak z automatu słowa kasjerki "grosika będę dłużna". Słyszymy je niemal na równi z innymi formalnymi zwrotami typu " Dziekuję. Zapraszam ponownie". Wszystko to z uśmiechem na twarzy. Prawda, to tylko grosik, od niego nie zubożejemy. Chodzi jednak o coś innego, o zasadę, że nie mamy w czasach tzw. wolności, żadnego wyboru. Bo co zrobimy? Mimo wszystko będziemy się kłócic i żądać tego przysłowiowego grosika, a może przy następniej okazji upomnimy się o naszą resztę? Kupując stajemy się niewolnikami pewnych schematów, uznajemy że tak ma być i nie ma o co robić hałasu. Tylko co zrobić w sytuacji, kiedy to nam brakuje nawet 10 groszy, czy wtedy jesteśmy w stanie uiścić opłatę przy parkometrze lub przy innym automacie? Nasza dobroduszność albo brak asertywności prowadzi, że gdy sami czegoś potrzebujemy, to wtedy zdani jesteśmy na samych siebie, ewentualnie na podobną dobroduszność ze strony innej osoby.
Kolejny przykład z życia, to cykliczne zachowania w pewnym osiedlowym punkcie pocztowym. Nie wiem, czy tak jest w innym miejscach w Gorlicach, proszę ewentualnie o wasze głosy w tej sprawie. Gdy moi znajomi dokonują wpłat za telewizję cyfrową, czy inne rozliczenia,to pani obsługująca okienko bardzo często bez wcześniejszej konsulatcji z klientem pobiera dodatkowe 10, czy 20 groszy z gwarancją natychmiastowej realizacji. Jeśli raz lub dwa razy się to zdarzyło, to człowiek dla świętego spokoju powiedział, że się zgadza. Z drugiej strony dlaczego to pytanie nie zadaje się nam przed tranzakcją, tylko po jej zakończeniu? Przepraszam, to już wtedy nie jest pytanie, tylko raczej informacja typu "doliczyłam pani 10 groszy więcej, ale za to już dziś zostanie to na 100% zrealizowane". Paradoksem była niedawna sytuacja, kiedy to osoba płacąc prawie z 3 tygodniowym wyprzedzeniem rachunek za telewizję cyfrową, usłyszała właśnie to wyjaśnienie, że dzięki tej pani na pewno w ekspresowym tempie dokonany zostanie przelew, a przecież termin zapłaty był odległy! I tutaj czara goryczy się właśnie wylała. Tak zwana "troska" o klienta, tam gdzie się jej nie oczekuje, może doprowadzić do furii. Rozumiem, że każdy pracuje dla jakiejś prowizji, nagrody, ale z drugiej strony klient też powinien mieć przecież wybór i prawo do wyrażenia swojego zdania. "Klient nasz pan"-tak brzmiało kiedyś sztandarowe hasło sprzedwaców.
Na koniec smaczek z moich własnych sobotnich zakupów. Kupując naczynie szklane na sztuki, konkretnie jedną sztukę, zapytałam, czy istnieje możliwość spakowania go w tekturowym oryginalnym opakowaniu. Pani sprzedająca odpowiedziała, że tylko komplet, czyli np 7 sztuk tych naczyń można dostać w opakowaniu tekturowym. Odpuściłam więc sobie, choć pamiętałam że znajoma kupując w tym samym sklepie identyczne 2 naczynia otrzymała oryginalne opakowanie. Trudno, pomyślałam dobrodusznie i poprosiłam o zawinięcie go przynajmniej w papier. Pani ochoczo to zrobiła i nawet dodała woreczek dla lepszej ochrony. Gdy przyszła pora zapłaty usłyszałam, że kwota jest wyższa niż cena towaru widniejąca na półce. Zapytałam grzecznie, że chyba cena sie nie zgadza, a pani znów z miłym uśmiechem odpowiedziała, że wszystko się zgadza, tylko ona jeszcze doliczyła mi reklamówkę. Uff... Zaznaczam, że znów nie chodzi o kilkanaście dodatkowych groszy, ale o zasadę, o możliwość wyboru, o zwykłą informację.
Czy wy też macie przykłady takich absurdalnych sytuacji, gdy na każdym kroku czujecie, że ktoś nam z góry coś narzuca, a my potulnie lub dla świętgo spokoju pakujemy towar i znikamy do swoich spraw, po drodze tylko rozmyślając, że znów dałem sobie coś wcisnąć? Piszcie, dzielcie się swoimi historiami.
Iwona Warzycka
Napisz komentarz
Komentarze