Zanim o rondzie, porozmawiajmy chwilę ogólnie o ruchu drogowym w naszym mieście.
Ogółem nie jest źle!
Czas świąt, bardzo dużego natężenia ruchu na terenie miasta: zakupy, wyprzedaże... A paraliżu komunikacyjnego nie było. Redakcyjna wymiana uwag na temat płynności ruchu także doprowadziła nas do wielu pozytywnych wniosków:
- nawet jeśli tworzył się korek, gorliczanie umiejętnie manewrowali pojazdami, kolumna samochodów poruszała się powoli, ale nieustannie;
- coraz lepiej idzie nam też radzenie sobie z jazdą na tzw. suwak — wpuszczanie pojedynczych samochodów włączających się do ruchu z bocznych ulic staje się bardzo dobrze działającym mechanizmem — brawo!
- gorliczanie coraz więcej się rozglądają, a co za tym idzie, lepiej przewidują zachowanie innych uczestników ruch; zachowują nieco większe odległości, co też poprawia płynność ruchu i jego bezpieczeństwo;
- kontakt wzrokowy z pieszymi staje się prostą metodą na unikanie kolizji. Pamiętajmy, że tu zależność jest obustronna. Skinienie głową, a może uśmiech? Każdy gest umowny jest dobry, jeśli tylko możemy się upewnić nawzajem o swoich zamiarach — to działa!
Jednego jednak absolutnie nie umiemy, czego również dowiodły ostatnie tygodnie.
Niestety, newralgicznym punktem pozostają w naszym mieście właśnie ronda.
Jazda po rondzie pozostaje dla wielu osób czarną magią, więc pomysły na ustawienie kolejnego tego typu skrzyżowania w mieście mogłoby doprowadzić do prawdziwego chaosu. Bez komentarza pozostawiamy rewolucyjną koncepcję ronda dwupasmowego, które zaproponowano kiedyś na Zawodziu!
Owszem, byłoby to rozwiązanie idealne, jeśli założyć, że jazda po rondzie jest mechanizmem prostym i dla wszystkich zrozumiałym.
Patrząc na to, co działo się na prostych, gorlickich rondach w ostatnich tygodniach mamy jednak szereg wątpliwości co do tej oczywistości.
Co wydaje się największym problemem?
Po pierwsze: jako kierowcy notorycznie nie przestrzegamy podstawowych reguł pierwszeństwa, które wiążą się z tym typem skrzyżowania.
Często zajeżdżamy sobie drogę, a reguła prawej ręki wydaje się nie istnieć. Ronda korkujemy błyskawicznie, a dodatkowo mamy wiele problemów z prawidłowym sygnalizowaniem zamiaru skrętu na nich. Poruszanie się po rondach tak, jakby były dwupasmowe zdarza się regularnie.
Mechanizm funkcjonowania ronda jest bardzo prosty — powinien umożliwiać szybki i bezkolizyjny przejazd.
O tym, że w naszym mieście nie działa to tak wspaniale, przekonujemy się boleśnie w takich dniach jak okres przedświątecznych zakupów. Sami sobie jednak jesteśmy winni, ponieważ kultura i ogłada, z którą prowadzimy samochody na innych odcinkach drogi, nagle przestaje obowiązywać w okolicach ronda.
Dlaczego? Na to pytanie nie znamy odpowiedzi, ale sytuacja jest kuriozalna: coraz lepsi kierowcy, którymi się stajemy, regularnie oblewają egzamin z podstaw ruchu drogowego właśnie na rondach.
Korek tworzący się na rondzie jest sytuacją zaprzeczającą idei tego skrzyżowania. U nas to codzienność.
Może więc okazać się, że brak kolejnego ronda w ciągu ul. 11 listopada, na skrzyżowaniu o podwyższonym stopniu trudności, paradoksalnie jest dla nas korzystny. Świadomi zagrożenia bardziej uważamy, przejeżdżamy wolniej, czujniej obserwujemy innych i ograniczamy ryzykowne zachowania związane z wymuszeniem pierwszeństwa.
A do ułatwienia w postaci kuchu kołowego może w końcu dorośniemy.
Napisz komentarz
Komentarze