Skutek...
Do siódmego lipca wszystko pozostawało w zastanym, rutynowym porządku, do którego wszyscy zdążyliśmy się przyzwyczaić przez wiele poprzednich miesięcy. Choć niedobór wody w Zalewie, będący sumą zdarzeń: meteorologicznej suszy oraz decyzji podejmowanych przez Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Rzeszowie, jest dla mieszkańców Powiatu wiadomością jednoznacznie złą, ponieważ cierpi turystyka, ekosystem, biznes, jak i finanse Gmin; to z faktycznym brakiem „Klimkówki” musieliśmy się pogodzić, uznając ten sezon za stracony.
przyczyna...
Przez ostatnie miesiące mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której dopływ do Zalewu, za który odpowiedzialne są głównie (jest jeszcze Przysłupianka) dwie niewielkie, znajdujące się w swoich górnych biegach, rzeki: Ropa i Zdynia, oscylował w granicach 0,3m³ - 0,4m³/sekundę.

Winna temu jest meteorologiczna susza, czego dowodem jest projekt hydrologiczny Zbiornika, który zakładał dopływ na poziomie 0,8m³/s., i który przez lata dwie rzeki zapewniały. Nietrudno zauważyć, że wartość, która zapewniała „Klimkówce” stabilność, została dwukrotnie zaniżona, co musiało zaowocować kryzysem, jaki obserwujemy.
Niewiele pomogło zmniejszenie odpływu ze Zbiornika do 1m³/s., który według projektu hydrologicznego pierwotnie wynosił 2m³/s. - nasz Zalew nadal przypomina pustynię. Ostatnie dni przynoszą jednak nadzieję, która zależna jest od...prognozy pogody.
i... nadzieja?
Niż genueński przyniósł nad Polskę opady, które mocno zasiliły górskie potoki. Nie inaczej w Beskidzie Niskim: zarówno Zdynia, jak i Ropa powyżej cofki Zbiornika mocno przybrały. Sprawdzając stany wód na stronie centrum.krakow.rzgw.gov.pl możemy zauważyć, że dziś (10 lipca) średni dopływ do zbiornika wynosi 8,87m³/ sekundę!
Wybraliśmy się więc nad malownicze połączenie dwóch rzek w Uściu Gorlickim, by na własne oczy przekonać się o sile żywiołu, która – na fotografiach – może realnej siły nie przypominać. Znający to miejsce zauważą jednak, że rzeki niosą kilkukrotnie większą ilość wody, niż w normalnym, bezdeszczowym okresie.

Tym z Państwa, którzy zarzucą nam przesadę, a fotografiom wzbudzanie nieuzasadnionego optymizmu, przedstawimy zatem garść faktów. Siódmego lipca, przed nadejściem opadów mieliśmy średni dopływ na poziomie 0,31m³/s.. Nie odbiegał on od fatalnej średniej z poprzednich miesięcy, która odpowiada za obecny stan wody w Zalewie. Ósmy lipca – 0,77m³/s, a więc odpowiedni dla pierwotnej, hydrologicznej normy. Kolejny dzień – dziewiąty lipca to dopływ na poziomie 1,35m³/s., zaś dziś – aż 8,87m³/s.!
Przestrzegamy jednak przed hurraoptymizmem: chcąc, nie chcąc, mamy do czynienia z pogodową anomalią. W miarę poprawy pogody i wycofywaniem się niżu, sytuacja unormuje się. Dziwnie to zabrzmi w środku lata, jednak ci, którym „Klimkówka” jest bliska powinni trzymać kciuki za to, by umiarkowane opady utrzymały się jak najdłużej. Wówczas, nieśmiało, będziemy mogli zacząć wierzyć w to, że druga połowa lata, czyli sierpień, pozwoli wodzie w Zalewie wrócić na właściwe miejsce. W przenośni, i dosłownie.
Napisz komentarz
Komentarze